W parku winem "patykiem pisane" maturę uczcili

Czytaj dalej
Fot. Rafał Klepczarek
Sławomir Burzyński

W parku winem "patykiem pisane" maturę uczcili

Sławomir Burzyński

VIP-y pokazują świadectwa dojrzałości i wspominają maturę. Dziś nie do pojęcia, ale ściągi roznosili nawet nauczyciele pilnujący maturzystów.

Świadectwa maturalne wrzuca się teraz na fejsa - przynajmniej niektórzy tak robią - natomiast kilkadziesiąt lat temu raczej nikt nie dawał ogłoszeń do gazety o swoich ocenach. O ocenach informowało się bliską rodzinę, potem matura trafiała do szuflady.

Postaraliśmy się te szuflady uchylić, prosząc lokalnych VIP-ów o pokazanie swojego świadectwa maturalnego. Przy okazji wysłuchaliśmy ich wspomnień związanych z maturą…

- Miałem stracha - tak swój egzamin maturalny w 1977 roku wspomina Zbigniew Sawicki, naczelnik wydziału pozyskiwania zewnętrznych środków finansowych w skierniewickim ratuszu.

Problem przyszłego naczelnika polegał na tym, że ojciec widział w nim inżyniera i naturalną koleją rzeczy posłał do szkoły technicznej. Tymczasem piętą achillesową młodego Zbigniewa była matematyka, z którą już od szkoły podstawowej borykał się dzielnie, ale jedynie na tyle, by zaliczyć. W owym czasie, przy czterostopniowej skali, wymagało to oceny dostatecznej i taką ma wypisaną na świadectwie dojrzałości. Pozostałe (oprócz jeszcze mechaniki technicznej) są dobre i bardzo dobre, a zachowanie wzorowe.

- Przed egzaminem maturalnym miałem stracha, ale na tróję poszło. Kolega siedzący z tyłu trochę mi podpowiadał z rachunku prawdopodobieństwa, ale nie za dużo. Myślę, że sam bym sobie poradził. Za to z polskiego dostałem piątkę, więc praca musiała być dobra. Nie pamiętam tematu, ale dotyczył drugiej wojny, pisząc opierałem się na „Kolumbach”, „Pięciu latach kacetu” i „A jak królem, a jak katem będziesz”. Startowałem potem na wydział dziennikarstwa i jakiejś widocznej różnicy między absolwentem szkoły technicznej ze Skierniewic, a liceami warszawskimi, nie było - wspomina.

Trzeba trafu, pochodzący z Rawy Mazowieckiej wiceprezydent Skierniewic Eugeniusz Góraj również uczęszczał do skierniewickiego technikum, gdzie uczył się obróbki skrawaniem.

Precyzję w działaniu ma do dziś.

- Ale z chemii miałem na świadectwie dostateczny, może dlatego, że nauczyciel miał „wolne podejście” do tego przedmiotu - mówi Eugeniusz Góraj. - Na maturę nie szedłem jednak z obawą, że sobie nie dam rady, poza tym koledzy pomagali sobie wzajemnie, a z matematyki ściągi krążyły - wspomina.

Obecnym maturzystom wydawać się to może nieprawdopodobne, lecz kilkadziesiąt lat temu egzaminy nie podlegały takim obostrzeniom jak obecnie, a ściągi przekazywali niekiedy nawet pilnujący abiturientów nauczyciele.

Przygotowywali je między innymi rodzice, którzy na zapleczu pichcili kanapki i napoje…

- Ściągi z matematyki nie potrzebowałem, ale dla pewności miałem harmonijkę z polskiego, którą sam przygotowałem - wiceprezydent zdradza też, jak świętował zdanie matury. - Był rok 1967, pamiętam kwitnące kasztany i park w Skierniewicach. Na ulicy Batorego była wytwórnia win, a najpopularniejsze było „patykiem pisane”. Zrobiliśmy zakupy, nie pamiętam, czy każdy z nas kupił po winie, czy na spółkę, i zrobiliśmy biesiadę w parku. Takie było podsumowanie nauki w Skierniewicach - kwituje Eugeniusz Góraj.

Janusz Marek Pastusiak, wiceburmistrz Rawy Mazowieckiej, a wcześniej wieloletni prezes skierniewickiej spółki miejskiej Wod-Kan, maturę zdawał w Świdniku, w roku 1979, zdobywając zawód mechanika osprzętu lotniczego. Większość ocen na jego świadectwie, w tym z przedmiotów silniki lotnicze oraz osprzęt i automatyka lotnicza, to bardzo dobry (w dziś archaicznej czterostopniowej skali).

Warto wiedzieć, że już w młodości wykazywał talent sceniczny, bo jego zespół zajął w 1978 roku pierwsze miejsce w kategorii zespołów kabaretowych w przeglądzie artystycznym zespołów ZPLiS „Mielec 78”.

Leszek Trębski, prezydent Skierniewic dwóch poprzednich kadencji, jest absolwentem LO im. B. Prusa w Skierniewicach. Maturę zdawał w 1981 roku. Obecnie jego konikiem jest historia, choć akurat z tego przedmiotu na świadectwie ma ocenę tylko dobrą.

Krystian Cipiński, radny miejski z Łowicza, miło wspomina swój egzamin maturalny, który w 2007 roku zdawał w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 4.

- Oczywiście był też duży stres, bo to przecież weryfikacja tego, czego człowiek nauczył się przez te wszystkie lata w szkole średniej - mówi członek RM w Łowiczu. - Na maturze porwałem się na dwie rzeczy ponadnormatywne, czyli język angielski w formie rozszerzonej i geografię w formie rozszerzonej. Najbardziej zadowoliły mnie wyniki z języka angielskiego. Pamiętam, że po samym egzaminie porównywaliśmy w gronie maturzystów swoje odpowiedzi i wyszło mi na to, że chyba nie zdam. Potem okazało się, że ci, którzy sądzili, że ja mam złe odpowiedzi, sami mieli kiepskie wyniki. Z kolei nie jestem zadowolony z wyniku z ustnego języka angielskiego. Dostałem do opisania obrazek, który mi po prostu nie leżał. Przedstawiał on terminal lotniczy, w którym pasażer jest przeszukiwany przez strażnika z psem. Na studiach (Krystian Cipiński studiował ochronę środowiska - przyp. red.) najbardziej przydała mi się biologia i geografia, które także zdawałem na maturze. Obecnie najbardziej korzystam z tego, co dała mi nauka języka polskiego i angielskiego - wspomina łowicki radny.

współpraca: Rafał Klepczarek, Roman Bednarek

Sławomir Burzyński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.