Z przychodni wyszła z obrażeniami

Czytaj dalej
Magdalena Grajnert

Z przychodni wyszła z obrażeniami

Magdalena Grajnert

Skierniewiczanka zgłosiła się do nocnej pomocy lekarskiej z bardzo wysokim ciśnieniem, w gabinecie upadła i rozcięła nos. Twierdzi, że lekarz nie zareagował i nie pomógł.

- Do dziś budzę się rano i nie mogę dojść do siebie - pani Elżbieta (imię zmienione) wspomina wydarzenia z ubiegłego tygodnia. - Przed oczami wciąż mam twarz tego lekarza, patrzył na mnie i nic nie zrobił, nie pomógł mi nawet wstać. Całą twarz miałam zalaną krwią - wspomina roztrzęsiona.

Pani Elżbieta do ubiegłego tygodnia dobrze postrzegała skierniewicki szpital. Trzy lata temu w wyniku migotania przedsionków znalazła się na SOR i opiekę lekarską wspomina jak najlepiej.

- Bez zarzutu, całą noc przychodził lekarz, interesował się się mną - mówi.

Dlaczego nie poszła na SOR albo nie wezwała karetki do domu? Dziś nie może sobie darować, że skorzystała z usług nocnej pomocy lekarskiej.

Od soboty pani Elżbiecie zaczęło rosnąć ciśnienie. Obniżała je tabletkami, ale w poniedziałek w ciągu dnia osiągało wartość 150-160. Wieczorem skierniewiczanka poczuła się gorzej, wartość na ciśnieniomierzu wyniosła 200. Nie czekając dłużej wezwała taksówkę i pojechała do nocnej pomocy lekarskiej. Była druga nad ranem w nocy z 7 na 8 września.

- Nie lubię nikogo sobą kłopotać, dlatego nie wezwałam pogotowia - tłumaczy. - Wiedziałam, że dam radę pojechać taksówką. W budynku było ciemno; panią Elżbietę wpuściła jakaś kobieta, po chwili przyszedł lekarz. Jak wspomina pacjentka, od początku był niezadowolony.

- Zapytał mnie "Czemu pani chodzi po nocach"? - relacjonuje pani Elżbieta. - Potem dodał "Ja to pani mówię, bo będzie jeszcze gorzej".

Lekarz polecił pacjentce usiąść na metalowym stołeczku, potem kazał otworzyć usta i psiknął podwójną dawkę nitrogliceryny. - Zapytałam, co to jest i czy mogę być na to uczulona - wspomina kobieta. - Powiedział, że mogę być uczulona, a ja dodałam, że chyba jestem...

Bo pani Elżbiecie zrobiło się bardzo gorąco, zaczęła ją piec twarz, poczuła się bardzo słabo.

- Lekarz siedział przy biurku i nawet na mnie nie spojrzał, a ja czułam, że tracę przytomność, mówiłam, że mi słabo, niedobrze, a on nic, pisał coś i patrzył w biurko - opowiada roztrzęsiona.

Dr S. nie reagował na słowa pacjentki. Wtedy pani Elżbieta postanowiła przesiąść się z metalowego stołka na krzesło z oparciem. Podniosła się i... straciła przytomność, upadając twarzą na metalową nogę od stołu.

- Kiedy się ocknęłam, zobaczyłam jak lekarz stoi nade mną i patrzy - mówi pani Elżbieta. - Miał taki lodowaty, pusty wzrok. Kobieta przetarła twarz i poczuła, że ma mokre dłonie. Pomyślała, że lekarz ją cucił wodą, ale kiedy spojrzała na ręce zobaczyła, że są całe we krwi. Lekarz S. otworzył drzwi na korytarz i krzyknął, żeby wytrzeć, bo jest krew na podłodze.

- Wtedy z recepcji przyszła kobieta, zobaczyła mnie, natychmiast pomogła mi wstać, a on się nie ruszył, usiadł przy biurku i wypisywał mi skierowanie na SOR - ze smutkiem mówi skierniewiczanka.

- Kiedy się zobaczyłam to było jak kadr z horroru - cała twarz zasiniaczona i zakrwawiona, włosy też, krew mi do szóstej rano leciała - opowiada.

W szpitalnym oddziale ratunkowym opatrzono kobiecie twarz i udała się do domu.

Pani Elżbieta o wydarzeniach w nocnej pomocy lekarskiej poinformowała NFZ, Okręgową Komisję Lekarską i dyrekcję szpitala. - Rozmawiał ze mną zastępca dyrektora Tadeusz Bujnowski i zapowiedział surowe konsekwencje wobec lekarza - relacjonuje kobieta.

Wizytę pacjentki potwierdza skierniewicki szpital.

- Pani była u nas w dyrekcji, znamy sprawę, czekamy na wyjaśnienia lekarza, tym bardziej, że wcześniej nie było skarg na niego - mówi Paweł Bruger, rzecznik Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Skierniewicach.

Pani Elżbieta ma posiniaczoną i poranioną twarz. Nie tak bardzo bolą ją sińce, co sposób, w jaki została potraktowana przez lekarza.

- Przecież ten zawód to powołanie, misja - mówi. - Ten lekarz chyba nie lubi ludzi.

Pani Elżbieta żałuje, że w gabinecie nie było pielęgniarki. Żałuje też, że lekarz jej nie słuchał i nie uchronił przed upadkiem. Wstydzi się posiniaczonej twarzy i nie wychodzi z domu.

Próbowaliśmy porozmawiać z lekarzem S., ale nie odbierał telefonu.

Miejmy też nadzieję, że sprawa zostanie dokładnie wyjaśniona, a jeśli relacja pacjentki potwierdzi się w stu procentach, lekarz zatrudniony w nocnej pomocy lekarskiej zostanie ukarany. Na to, jako jego potencjalni pacjenci, liczymy.

Magdalena Grajnert

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.